poniedziałek, 23 września 2013

III





Następnego dnia wstałam równo z dzwonkiem budzika. Podniosłam tylko głowę z poduszki i było mi już źle. Musiałam biec do łazienki, żeby nie zabrudzić pościeli swoim wczorajszym obiadem. Uklęknęłam nad toaletą i mój organizm wyczyścił się od środka jak na zawołanie. Kiedy w końcu ustały silne skurcze, wstałam z podłogi i od razu ruszyłam pod prysznic, gdzie w miarę sprawnie doszłam do siebie. Nie miałam najmniejszej ochoty stamtąd się ruszyć. Było mi tam dobrze. Letnia woda dokładnie zmyła ze mnie brud, ale zmęczenie zostało. Noc była wyjątkowa ciężka. Późno wróciłam, a na dodatek spałam łącznie z 3 godziny po tym wszystkim. Z niechęcią wyszłam spod prysznica. Szybko wytarłam się miękkim ręcznikiem i wcisnęłam się w czystą parę jeansów. Na górę włożyłam przydużą bluzę. Włosy związałam w niedbały kucyk i wyszłam do pokoju, gdzie śpiesząc się spakowałam książki. Zaraz zbiegłam schodami na dół do jadalni, gdzie siedziała moja mama, sącząc swoją kawę i przeglądając zapewne badania jednego z pacjentów. Byłam ciekawa, gdzie o tej porze znajdował się mój ojciec. Przywitałam się z nią i nie zdążyłam zakręcić się wokół, a mój telefon się rozdzwonił. Zmrużyłam się na jego dźwięk i niechętnie wyjęłam go z kieszeni. Spojrzałam w okno i się nie myliłam. Alex czekał na mnie na zewnątrz. Napisałam mu, żeby wszedł do środka, bo nie byłam do końca gotowa. 
Usiadłam naprzeciwko mamy i sięgnęłam po kubek jeszcze ciepłej kawy, a zaraz w drzwiach pojawił się czarujący on. Jak zawsze prezentował się nienagannie i zagadywał moją mamę o wszystko i o nic. Nieraz miałam wrażenie, że lepiej dogadywał się z nią niż ja. Nie wiedziałam, od czego to zależało. Z moich zamyśleń wyrwała mnie troskliwa uwaga Alexa:
- Wypiłaś kubek kawy, a nadal nic nie ruszyłaś z talerzyka, kochanie.
- Racja- siliłam się na uśmiech.- Ale naprawdę nie mogę.
- Coś jest nie tak?- Spytała zmartwiona mama, która zaczęła bacznie przyglądać się mi.- Od wczoraj jeszcze cię trzyma? To może być herbata, którą wczoraj tak późno wypiłaś z tym nowym kolegą.
Nie musiałam się odwracać w jego stronę. Czułam jego spojrzenie na sobie. Dopiero po chwili mama się zorientowała, co narobiła i się wycofała z pomieszczenia, zostawiając nas samych.
- Chcesz mi coś powiedzieć?- Czekał na wyjaśnienia nie spuszczając wzroku.
Zamknęłam oczy i odetchnęłam spokojnie. Mogłam wyobrazić już jego reakcje, gdy przekazuję mu prawdę, dotyczącą wczorajszej nocy. Chciałam to jakoś ominąć, ale wiedziałam, że w tej sytuacji się nie wymigam.
- Wszystko wyjaśnię ci w samochodzie, dobrze?
Alex niechętnie się zgodził i zaraz jechaliśmy do wyznaczonego celu, a po drodze opowiedziałam mu prawie o wszystkim. Nie wspomniałam mu o tym, że koszmar śnił mi się któryś raz z kolei. Nie musiał wiedzieć o tym. Nikt nie musiał.
Mój chłopak był zmieszany. Nie dziwiłam się mu. Mógł mi nie wierzyć. Mogło go to przerosnąć albo po prostu nie wiedział, co miałby powiedzieć.
Gdy dojechaliśmy na miejsce przypadkowo w oddali zauważyłam Luke'a. Siedział na murku ze słuchawkami w uszach, ziewając raz po raz. Zrobiło mi się go żal. Nie spał całą noc przeze mnie. Został ze mną do powrotu moich rodziców i z tego powodu zapewne w ogóle nie zmrużył oka w nocy. Jak poparzona się odwróciłam, słysząc głos Alexa:
- Powinienem zostać z tobą wczoraj- mówił z troską, splatając moje palce ze swoimi.
- Przestań, to nie twoja wina. Zresztą nic się nie stało - chciałam się pozbyć jak najszybciej wspomnień z wczorajszego wieczoru i nawrotu koszmarów.- Jesteś na mnie zły?
- Nie kochanie, nie jestem, ale drugim razem zostanę z tobą choćby nie wiem co- czarująco się uśmiechnął do mnie i czule pocałował moje usta.
Wyszedł z samochodu i ruszył przodem, żeby pomóc mi wyjść. Oczywiście było to zbędne, ale widziałam, że obskakiwanie mnie sprawiało mu wielką przyjemność i nie odmówiłam mu tego. Złapał mnie za rękę i przyciągnął mnie do siebie. W jego ramionach czułam spokój, którego tak bardzo mi brakowało. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.
- Zawracajmy- odezwałam się, a on tylko się zaśmiał.
Kątem oka zauważyłam Luke'a. On również nam się przyglądał. Mijaliśmy go, ale nagle Alex przystanął i skierował się w jego stronę. Nie miałam wyjścia. O co mogło chodzić Alexowi? Czy jednak nie wszystko było w porządku?
Niczego nie podejrzewałam, bo oddech mu nie przyspieszył, puls miał spokojny. Gdy staliśmy naprzeciwko Luke'a, oderwałam się od Alexa i splątałam jedynie nasze dłonie, by nie krępować nikogo. Spojrzałam na mojego chłopaka z niepokojem, ale zaraz odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam z jego ust:
- Luke, chciałbym podziękować ci za wczoraj.





Kochanie, wrócimy dzisiaj późno do domu. Rano zapomniałaś wziąć kluczy z szafki, więc jak skończysz lekcje to przyjdź po nie do mojego gabinetu- odczytałam wiadomość od mamy, kiedy wychodziłam z budynku szkoły. 
Nie mogłam liczyć na podwózkę Alexa, bo został na treningu. Zaczynał ciężki okres w sezonie- eliminacje do rozgrywek. Drużyna go potrzebowała, a on musiał się poświęcić pasji, bo inaczej nie byłby sobą. Rozumiałam i w pełni to akceptowałam. Kochałam go, taki jaki był. 
Przewiesiłam swoją torbę przez ramię. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Dochodziła już 15, więc żwawo ruszyłam w stronę poradni psychologicznej, w której moja mama pracowała. Nie znajdowała się ona daleko od mojej szkoły. Przeszłam na drugą stronę ulicy i doszłam do drugiej przecznicy, a byłam już na miejscu. Weszłam do środka i od razu poznałam miłą koleżankę mamy, która siedziała w recepcji.
- Dzień dobry- przywitałam się z nią uśmiechem.
- Dzień dobry Megan. Twoja mama ma pacjenta, ale za chwilę powinna być wolna. Usiądź sobie w poczekalni- powiedziała, a ja zrobiłam dokładnie tak, jak mi doradziła.
Z ulgą odstawiłam ciężką torbę na bok, a sama padłam na krzesło obok. Byłam totalnie zmęczona dzisiejszym dniem. Zła noc, nie najlepszy ranek i jeszcze w szkole następna jedynka z trygonometrii. Mój organizm się domagał chwili odpoczynku i mocnej kawy. Na razie mogłam tylko zamknąć oczy i się delektować ciszą panującą w poczekalni, czekając na mamę. Otworzyłam oczy po jakieś chwili, kiedy klamka zadrżała pod uciskiem czyjeś dłoni. Moim oczu się ukazał Luke, który wychodził z kabinetu z piękną, długowłosą blondynką. Dziewczyna była o głowę niższa od niego, ale w podobnym wieku. Chyba nie zauważył mojej obecności. Przytulił dziewczynę do siebie i zaczął ją pocieszać.Wstałam z miejsca i wtedy się odsunął od swojej koleżanki, kiedy ich mijałam. Nie odezwał się ani słowem. Nie chciałam im przeszkadzać i natychmiast poszłam po klucze.
- Cześć córcia- powitała mnie radośnie mama.- Jak w szkole?
- Nie najgorzej- skłamałam, ratując własny tyłek.- To gdzie są moje klucze? Jestem strasznie zmęczona.
Podała mi je, zamieniłyśmy jeszcze słowo i zaraz wyszłam. Nie chciałam zakłócać rytmu jej pracy, a po drugie naprawdę marzyłam tylko o głębokim śnie. 



*


Znużona wstałam ze snu. Spałam niecałe trzy godziny, ale zupełnie inaczej się czułam. Drzemka była mi zdecydowanie potrzebna. Rozciągnęłam się i zaraz spojrzałam na panel kuchenki. Dochodziła 18. Moich rodziców nie było, tak jak przewidzieli wcześniej. Nie łudziłam się nawet, że mogliby wrócić przed północą. Nie wiedziałam, co mogłabym zrobić ze sobą. Najchętniej położyłabym się do łóżka i zapomniała o całym świecie, jednak nie chciałam kusić losu. Obawiałam się, że znów przyśni mi się znany obraz, którego się bałam jak ognia.
Nagle mój telefon zadrżał na stole naprzeciwko mnie. Sięgnęłam po niego natychmiast i automatycznie przycisnęłam przycisk.
- Tak?- Odezwałam się niepewnie jak zawsze, ale zaraz usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos i aż się uśmiechnęłam do słuchawki.
- Cześć kochanie.Właśnie skończyłem trening. Pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać, jeśli nie jesteś zajęta.
- Nie, właśnie siedzę sama w domu i czuję się przytłoczona tą pustką- powiedziałam i to mu starczyło.
Powiedział, że jest w drodze i niebawem wszystko wróci na swoje miejsce. Sięgnęłam po kubek aromatycznej kawy i usiadłam głębiej w kącie sofy, przyciągając do siebie kolana. Zanurzyłam usta w ciepłym i gorzkim płynie. Chciałam, żeby wpadł do środka teraz. Miałam dość czekania. Czułam się cholernie źle. Byłam bliska płaczu i wtedy usłyszałam pukanie do drzwi. Nie miałam sił wstać i krzyknęłam tylko, aby wchodził.
Jednak ku mojemu zdziwieniu nie był to Alex, a Luke. Zdezorientowana patrzyłam prosto w jego oczy. Nie zbliżył się nawet na krok. Zagubiony spoglądał na mnie, unikając mojego pytającego spojrzenia. Miałam złe przeczucia, ale nie mogłam tracić ani sekundy.
- Nie chciałabym być niegrzeczna, ale spodziewam się kogoś- odezwałam się w końcu, kiedy nabrałam odwagi.
- W takim razie to może poczekać- odpowiedział krótko i odszedł.
Miałam ochotę zatrzymać go i wypytać o to, co go trapiło, ale nie zrobiłam tego. Sama nie wiedziałam dlaczego.
W jego postawie widziałam siebie z nie tak dalekiej przeszłości. Pewna część mnie chciała poznać go bliżej. Pomóc mu jakoś, ale druga rozsądniejsza nie dawała szansy i trzymała mnie przy zdrowych zmysłach. W moim stanie nie potrzebowałam więcej stresu, a wręcz przeciwnie. Było mi trzeba spokoju i stabilizacji. Musiałam trzymać się tego, jak tonący brzytwy.
Od wyjścia Luke'a minęło kilka minut, kiedy w progu stanął mój mężczyzna. Wyglądał na pełnego życia pomimo zmęczenia i wycisku, jakiego doznał. Stęskniłam się za jego dotykiem. On również nie zwlekał. Usiadł obok mnie i natychmiast wtuliłam się w niego. Czule dotknął mojego policzka i to wystarczyło.
Chciałam czuć jego obecność każdym centymetrem skóry, każdym zmysłem. Nasze usta złączyłam jednym ruchem. Zachłannie całował moje usta, kiedy z impetem rozpinałam jego koszulę. Przyspieszone bicie serca, błysk w oczach i znów widziałam skrajne emocje na jego twarzy przepełnione miłością. Tęskniłam za nim i w końcu mogliśmy nadrobić stracone chwile, zaszywając się w moim pokoju.




niedziela, 1 września 2013

II







Mama ciągle stała u progu mojego pokoju. Zdezorientowana spojrzałam na nią, a ona pewnym krokiem weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. Widziałam wyraz jej twarzy. Przybierała taki zawsze przed ważną rozmową i byłam pewna, że zorientowała się już o wszystkim. Próbowałam ukrywać to, jak tylko mogłam. Momentami myślałam, że szło mi coraz lepiej. Na zewnątrz wyglądałam na zmęczoną, kiedy w środku nie wiedziałam, kim się staje przez paniczny strach. Mój wzrok napotkał jej spojrzenie i już miałam sama zacząć, kiedy ona usiadła koło mnie i przytuliła mnie do siebie, gładząc moje brązowe włosy.
- Nawet nie wiem, kiedy wyrosłaś... jesteś taka piękna, zaradna, wszystko trzymasz w garści. Jestem taka dumna- usłyszałam, a łzy stanęły mi w oczach.
Tak bardzo się myliła. Nie radziłam sobie sama ze sobą. Nie wiedziałam, co się dzieje ze mną. Z każdym dniem coraz bardziej się bałam. Nie chciałam jej zawieść, ale naprawdę nie miałam pojęcia, co z tym wszystkim zrobić dalej. Co mogło mi pomóc? Czy ktoś w ogóle potrafiłby mi pomóc, jeśli być może to tylko chore urojenia? Proszenie o pomoc nie leżało w moim zwyczaju. Zawsze zmagałam się sama ze swoim problemami. Miałam na kogo liczyć, ale w kwestii moich snów nie chciałam nikomu się spowiadać. Czułam, że to moja intymna sprawa.
Byłam przerażona, ale byłoby gorzej, gdybym komuś powiedziała i została wyśmiana. Załamałabym się.
Przypomniałam sobie o towarzystwie mamy i zmieszana spojrzałam na nią. Patrzyła na moje zdjęcia nad łóżkiem. Odkąd pamiętam z każdym rokiem przybywały kolejne zdjęcia oprawione w antyramy i wieszałam je z rodzicami. Przekonana, że zdjęcia to jeden z lepszych sposób na przechowywanie wspomnień gromadziłam je na ścianie nad łóżkiem. Byłam ta ja od samego berbecia aż po dzień dzisiejszy, moja rodzina, znajomi. Dopiero przyglądając się fotografiom zauważyłam, że nie było tam żadnego zdjęcia Alexa, czy też z nim. Zachodziłam sobie w głowę, dlaczego go tam nie mam. Jednak nie znalazłam odpowiedzi i nie było mi nawet głupio z tego powodu. Zerknęłam na mamę, a ona śledziła każde zdjęcie uśmiechając się do siebie.
- Megan, możesz mi powiedzieć o wszystkim. Jestem twoją matką i zawsze ci pomogę. Na mnie możesz polegać, jak na nikim innym- powiedziała, zerkając mi w oczy.
- Wiem mamo. Kocham cię.
- Ja ciebie też kochanie- powiedziała, kiedy wychodziła z mojej sypialni.
Odetchnęłam dopiero, gdy przekroczyła próg i zamknęła za sobą drzwi. Wolałam spróbować walczyć sama, jak na razie.





Po zakrapianej imprezie w gronie przyjaciół byłam zupełnie zmęczona. Mój Alex o najpiękniejszym uśmiechu na ziemi odwiózł mnie do domu i odprowadził do samych drzwi, by upewnić się, że nic mi się nie stanie. Tego wieczoru wyglądał znów na przygnębionego. Zupełnie nie wiedziałam dlaczego, ale wiedziałam, że niczego nie wyciągnęłaby z niego. Był czasami naprawdę tajemniczy, a przy tym jeszcze uparty.
- Na pewno nie chcesz, żebym został z tobą do czasu, kiedy twoi rodzice wrócą?- Zapytał przed wyjściem, kiedy mieliśmy się pożegnać.
- Nie, wszystko w porządku, Alex. Położę się, bo jestem padnięta, a oni zapewne zaraz wrócą. Mają klucze, więc nie ma problemu- powiedziałam i wysiliłam się na uśmiech.
Kiwnął głową i złożył na moich ustach krótki namiętny pocałunek, którym rozstaliśmy się na kilka godzin. Odwrócił się jeszcze na chwilę do mnie i uśmiechnął się przez ramię, machając do mnie, żebym wróciła już do mieszkania a zaraz odjechał.
Minęło kilka minut od odjazdu mojego chłopaka, a ja nadal stałam w tym samym miejscu i przyglądałam się gwiaździstemu niebu. Księżycowa noc trwała. Nie mogłam oprzeć się urokowi księżyca. Stałam jak zahipnotyzowana, ale moją uwagę odwrócił chłodny wiatr, który zaczął mi doskwierać. Weszłam do środka, gdzie było zdecydowanie przytulniej. Zdjęłam ciężkie buty i zaraz ruszyłam z kubkiem ciepłej herbaty na górę do swojego pokoju. Nie miałam sił na nic. Upiłam łyk ciepłego napoju i bez zastanowienia walnęłam się w ubraniu na łóżko. Zmęczone powieki opadły i wokół zapadła przeraźliwa ciemność.
Biegłam, ile miałam tylko sił w nogach. Ale wróg nie ustawał ani na chwilę. Czułam jego oddech na moich gołych plecach. Krzyczałam, ale mój krzyk zostawał uwięziony w moim gardle. Nie miałam sił na dalszą ucieczkę i przerażona odwróciłam się, kiedy... 
Obudził mnie mój prawdziwy krzyk i dudniące serce. Wstałam zadyszana z łóżka i oparłam swoją głowę o zimną ścianę. Nie radziłam sobie. Ciągle wierzyłam, że zdołam unieść to sama, ale okłamywałam siebie. Byłam zbyt słaba.
Do moich uszów dotarło pukania do drzwi. Zamarłam. Osłupiałam. Zerknęłam na zegarek. Minęły niecałe dwie godziny od mojego powrotu. Spojrzałam przez okno. Na podwórku nie było znanego mi samochodu. Rodzice nawet nie pukaliby do drzwi, przecież mieli klucze. Serce podeszło mi do gardła. Nieproszony gość nie ustąpił, nadal pukał i dzwonił. Kto to mógł być? Nikt nie przychodził mi do głowy. Bałam się, jak nigdy w życiu. Wystraszona podeszłam do drzwi swojej sypialni i niepewnie dotknęłam klamki. Jesteś silna, powtarzałam w duchu i uchyliłam drzwi, wychodząc na zewnątrz. Wzięłam ze sobą telefon i to, co miałam w zasięgu ręki- parasolkę. Zbiegłam po cichu na dół i skierowałam się do głównych drzwi, z których rozbrzmiewało nieprzerywane, natrętne pukanie. Próbowałam się uspokoić. Otworzyłam je jednym ruchem i wystraszona zaczęłam wymachiwać parasolką, jak szalona.
- Ej, chyba nie myślałaś, że przyszedłem tutaj się włamać? Gdyby o to chodziło, dawno rozniósłbym te drzwi.
- Tak? To co tutaj robisz przed 3 w nocy?
- Wracałem do domu i usłyszałem krzyk. Pomyślałem, że coś się dzieje i jestem, a ty naskakujesz na mnie z parasolką- tłumaczył mi zdezorientowany Luke, przed którym stałam oszołomiona.- Coś się stało?
- Może wejdziesz? Stojąc tak z tobą na zewnątrz zamarznę na śmierć- powiedziałam, a on zaraz wszedł do środka, oglądając się po mieszkaniu.
- Jesteś sama?
- Tak- mówiłam niechętnie, sprawdzając telefon, czy rodzice na pewno się nie odezwali.
Żadnej wiadomości, żadnego nieodebranego połączenia. Świetnie. Nie martwiłam się o nich. Wiedziałam, gdzie mogli się podziewać i nawet się cieszyłam, że spędzają ze sobą czas. To mogło poprawić ich stosunki.
Odłożyłam telefon na bok i zauważyłam, że Luke nadal zmartwionym wzrokiem patrzył na mnie. Odetchnęłam spokojnie. Ruszyłam w stronę aneksu kuchennego i wzięłam z niego termos z ciepłą herbatą i dwa kubki. Podałam mu jeden, a drugi postawiłam na stole w miejscu, gdzie siedziałam. Spojrzałam w jego stronę, a on nadal lustrował mnie tym spojrzeniem. Nie potrafiłam i zaraz wyjawiłam mu swój lęk:
- Tak naprawdę nie stało się nic. Krzyczałam tak, bo miałam koszmar...
Bałam się jego reakcji, ale bez powodu. Widziałam zrozumienie w jego oczach. Nie uważał mnie za wariatkę, na co odetchnęłam z ulgą.