środa, 16 października 2013

IV






Biegłam ile sił w nogach, ale mój wróg nie ustawał ani na chwilę. Czułam jego oddech na moim karku. Krzyczałam, ale mój własny krzyk dusił mnie samą, gdy nie mogłam złapać tchu. Nie miałam sił na dalszą ucieczkę i przerażona się odwróciłam. Moim oczu pokazała się ciemna postać, której nie przypominałam sobie, że kiedykolwiek ją widziałam. W mroku nie mogłam określić nawet płci. Odwróciłam się za siebie. Nie było już nic, żadnej szansy na ucieczkę. Musiałam stawić czoła nękającej mnie osobie. Chciałam się odezwać, ale słowa grzęzły mi w gardle. Przymknęłam na chwile oczy i zaraz poczułam jej chłodne dłonie, które ścisnęły się wokół mojej szyi. 
Wszystko znikło, kiedy z wrzaskiem otworzyłam swoje zaspane oczy. Przez to wszystko w ogóle zapomniałam, że obok spokojnie spał Alex. Zaniepokojony usiadł obok mnie, przyglądając się mi dokładnie.
Byłam wyczerpana. Spocone włosy spadały mi na twarz. Serce nadal biło mi jak szalone, ręce się trzęsły, a w moich oczach stanęły łzy. Nie mając sił na nic opadłam bezsilnie na jego ciepły tors. Przygarnął mnie do siebie, a ja wygodnie się ułożyłam w jego ramionach. Zbierało mi się na płacz, ale tylko głośno zaciągnęłam nosem.
- Jesteś ze mną, bezpieczna. Nic ci nie grozi- szepnął, całując czubek mojego nosa.
Nie wiedziałam, czy po tym, co właśnie przyśniło mi się byłabym w stanie zmrużyć oko jeszcze raz. Ciężko westchnęłam i jak na zawołanie znów się odezwał swoim zachrypniętym głosem Alex:
- Śpij kochanie. 
Zmusiłam swoje powieki do opadnięcia i spróbowałam się uspokoić. Na początku było cholernie trudno, ale obecność Alexa pomogła mi bardzo i w końcu znów zasnęłam.


*


Z samego ranka wstałam i jak najciszej się przemknęłam przez pokój, by nie obudzić Alexa.
Nie chciałam, żeby był świadkiem mojej słabości. Jednak stało się inaczej zeszłej nocy i nie było już odwrotu.
Zebrałam ze sobą bluzę i jeansy, które założyłam na siebie w pustym salonie. Nie miałam pojęcia, co się działo, że w domu nadal byliśmy sami. Wzrokiem odnalazłam swój telefon, który wczoraj zostawiłam na stole naprzeciwko sofy. Mama zostawiła mi wiadomość, że pilnie wraz z tatą musieli jechać do wujka, który znów wpadł w kłopoty. Gorzej niż dziecko- tak tylko skwitowałam sobie.
Sięgnęłam po pieniądze do szuflady, w której zawsze mama zostawiała mi kilka groszy na wszelki wypadek.
Nie chciałam dłużej hałasować i wyszłam z domu cicho zamykając za sobą drzwi.
Na zewnątrz do życia budził się nowy dzień. Słońce lekko wschodziło na horyzoncie, a moją uwagę przyciągnęły barwne liście wirujące w powietrzu. Jesień zagościła wokół, a temperatura tylko to potwierdzała. Dokuczliwy wiatr dał po sobie znaki również, targając moje włosy. Cisza panująca na ulicach dzielnicy, w której zamieszkiwałam pomogła mi się uspokoić po niespokojnej nocy.
Doszłam do pobliskiego sklepu. Z ulgą zauważyłam, że był już otwarty. Pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Mijałam półki z asortymentem, biorąc potrzebne produkty na śniadanie dla naszej dwójki, świeże pieczywo, sok, jajka. Mając wszystko w koszyku skierowałam się do kasy, przy której stał wyłącznie chłopak w czarnej bluzie, wyższy ode mnie o głowę. Kiedy odchodził od lady poznałam go. To był Luke. Odwróciłam się i zwróciłam się do niego:
- Luke, jeśli się nie śpieszysz to proszę zaczekaj.
Nie spojrzał na mnie i wyszedł ze sklepy. Zrezygnowana podałam koszyk z zakupami dla sprzedawczyni. Chwilę potem podałam wyznaczoną sumę, wzięłam torbę i wyszłam.
Serce mi stanęło, kiedy nagle za rogu się pojawiła tak niespodziewanie i blisko Luke. Wystraszona omal nie wywróciłam torby z zakupami.
- Przepraszam- zaraz się odezwał, gdy prawie wpadłam na niego.
- Nie spodziewałam się ciebie po prostu. Myślałam, że poszedłeś sobie.
- Miałem taki zamiar, ale..- zaczął, urywając szybko.
Nie chciałam ciągnąć go za język i tak było wystarczająco niewygodnie. Nie wiedziałam, jak mogłabym nawiązać z nim kontakt. Podobnie było ostatnim razem, gdy w nocy wpadł do mojego domu przerażony moim wrzaskiem. Nasza rozmowa się zatrzymała na moich problemach ze snem. Próbowałam zapytać go o prawie wszystko, ale on zawsze się wymigał od odpowiedzi. Nie umiałam go rozgryźć, więc wolałam milczeć niż teraz zrobić z siebie wścibskie babsko.
- Bardzo kiepsko wyglądasz- obiło mi się o uszy, kiedy szliśmy długo tak w milczeniu.
Spojrzałam na niego i skrzywiłam się na jego słowa.
- Naprawdę nie umiesz prawić komplementów- ironicznie mu odpowiedziałam, a on tylko parsknął.
- Koszmary się nie skończyły?
- Nie, a wręcz przeciwnie... dzisiejszej nocy doszedł nowy wątek- z ciężkim sercem mu powiedziałam.
Stanął na moment i przyjrzał mi się z troską, współczuciem, którego się obawiałam.
- Nie współczuj mi. Nie masz powodu. To tylko głupie sny, które miną- mówiłam chaotycznie, wyrzucając z siebie kolejne słowa.- Wszystko wraca do normalności. Nie jestem w tym sama, mam Alexa, który kocha mnie, jak nikt inny na świecie.
- Z pewnością- powiedział, kiedy doszliśmy na podjazd przy moim domu.- Powiedziałaś mu o twoich nękających koszmarach?
- Tak.
- Powiedziałaś mu, co ci się śni?
- Nie.. jakie to ma znaczenie?!
- Być może ma większe niż sądzisz. Trzymaj się, cześć- rzucił mi, kiedy przechodził na drugą stronę drogi.
 Stałam tak jeszcze chwilę, patrząc na niego, jak szybko pokonywał drogę i chował się za swoim murami. Odetchnęłam spokojnie i również się skierowałam do swojego ciepłego domku. Miałam nadzieję tylko, że Alex nadal śpi i zdążę ze śniadaniem dla niego.






- Megan, proszę usiądź...- usłyszałam, kiedy odwróciłam się do niego plecami, by zgarnąć brudne naczynia do zmywarki.- Martwię się o Ciebie...
- Nie masz o co- odpowiedziałam mu nadal robiąc swoje.
Oczy zaszły mi chłodnymi łzami. Każdy obraz z koszmarów powrócił na nowo i wywarł piętno na mojej psychice. Zatracałam się. Zupełnie nie wiedziałam, co się działo ze mną. Pełną świadomość odzyskałam dopiero, kiedy opuściłam talerz, który z hukiem rozpadł się na kafelkach w kuchni. Kucnęłam nad odłamkami talerza i schowałam swoją twarz w dłoniach, roniąc kolejne łzy. Wszystko wymykało mi się spod kontroli, całe moje życie i to wszystko przez strach spowodowany koszmarami. Miałam naprawdę dość i chciałam dać upust emocjom, które się kumulowały we mnie przez dłuższy czas.
Nagle poczułam na ramionach ciężar jego rąk, którymi zaraz próbował odsunąć moje dłonie z twarzy. Nie chciałam, żeby widział, jak użalałam się nad sobą. Ale naprawdę nie miałam już sił, by dalej ukrywać, że nic się nie działo.
- Jestem tutaj dla Ciebie, kochanie- powiedział mi, kiedy zmusił mnie do podniesienia głowy i spojrzenie mu w oczy.
Uśmiechnęłam się przez łzy i ocierając je przytuliłam się do niego. W jego ramionach czułam się bezpieczniej, a wszystko inne wokół stawało się prostsze. Tylko dlaczego nie było tak zawsze? Nie umiałam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
- Myślę, że powinniśmy szczerze porozmawiać na temat nękających Ciebie koszmarów- powiedział, kiedy zdążyłam się już uspokoić.
Od wszelkich wyjaśnień uratował mnie dzwonek do drzwi. Bez dalszego zwlekania ruszyłam naprzód, wymijając go. Otworzyłam drzwi i z ulgą ujrzałam swoich rodziców, którym rzuciłam się na szyję od wejścia.
- Zdążyłaś tak się stęsknić za swoimi staruszkami?- Zażartował mój tata, który się przywitał z Alexem.
Mama uwielbiała Alexa za błysk w oku, ambicje, bystrość i opiekę, którą mnie otaczał. Z czasem i mojemu ojcu się udzieliło to. Zaufali mu, bo i mi ufali. Wiedzieli, że nie dałabym się wykorzystać, a z drugiej strony Alex był naprawdę dobrą partią.
- Córuś, rzucałaś talerzami w Alexa?- Spytała się nieco zaniepokojona mama, przyglądając się bałaganowi w kuchni.
- Z Megan jest po prostu straszna niezdara- odpowiedział jej z czarującym uśmiechem Alex, który przybliżył się do mnie i splótł nasze dłonie razem.- Będę lecieć, bo w domu pewnie odchodzą od zmysłów. Jesteśmy w kontakcie- skierował do mnie, po czym pocałował mnie w policzek, pożegnał się z rodzicami i wyszedł.
Odwróciłam się i ponownie niepewnie się odezwała do mnie mama:
- Meg, między wami wszystko w porządku?
- Tak, chyba tak- odpowiedziałam i ruszyłam do swojej sypialni.
Miałam ochotę zamknąć się w nim na resztę dnia. Usiąść z książką w ręku i zaszyć się w innym świecie, któremu było daleko do mojego.
Podeszłam do okna, by zasłonić żaluzje i moją uwagę przykuł Luke.
Stał właśnie na swoim podwórku tuż obok ogrodzenia, próbując zatrzymać dziewczynę. Zdawało mi się, że była to ta sama drobna blondyneczka, co w przychodni. Wyrywała się z jego rąk i krzyczała prosto w jego zbolałą twarz. Dziewczyna uwolniła się od niego i natychmiast wybiegła na ulicę, uciekając daleko.
Stałam tak jeszcze chwilę, obserwując go z okna. Chyba to wyczuł, bo spojrzał w moje okno. Natychmiast się odsunęłam i rzuciłam się na swoje łóżko. Pięknie zbłaźniłaś się kochana- pomyślałam sobie w duchu.
Ten dzień nie należał do najlepszy. Zresztą nie pamiętam już takiego dnia. Czas coś zrobić.
Odpuściłam jednak tę myśl na razie, wkładając do uszu słuchawki podłączone do mojego iPhone.
Muzyka była moim najlepszym lekarstwem, póki co.